We wcześniejszych notkach wykazywałem istotne problemy w prezentacji prof. Wiesława Biniendy z Akron.
Problemy
Szukałem odpowiedzi na tak rażącą rozbieżność między wynikami spodziewanymi, a otrzymanymi przez dr Biniendę.
Sprawy nie ułatwiały inne wątpliwości, np. brak otwartego slotu w obrazach z prezentacji
Czy można prezentować twarde stanowisko, symulując tylko uproszczony stan skrzydła?
Z bólem serca byłem też zmuszony oglądać takie kretynizmy:
Aktualizacja 29 stycznia 2012
Wiele osób krytykowało mnie za użycie słowa "kretynizmy". W najnowszej wersji prezentacji przeredagowano ten fragment i wygląda on tak
Czyżby prof. Binienda czytał Forda?
Planowałem dążyć do zrozumienia tematu w kolejnych notkach. Moje plany zmieniła jednak ostatnia notka KaNo (Kazimierza Nowaczyka)
Najbardziej zainteresował mnie tam przestrzenny wykres trajektorii, którą ja nazywam "12 m Biniendy".
Chodzi mi mniej więcej o to, że przy mechanicznym tworzeniu wykresu, jego węzły ułożą się w sposób obrazujący odstępy czasu (gęsto-wolno, rzadko-szybko), tak jak to jest w moim przypadku:
Otóż położenie węzłów (czerwone kwadraty) na wykresie prof. Biniendy wygląda w zasadzie na zupełnie losowe, czyli tak jakby naprawdę były wybierane ręcznie i wstawianie do programu rysującego wykres.
Ale to nie wszystko. Ten wykres zawiera coś jeszcze. Tym czymś jest klucz do szkatułki prof. Biniendy. Szkatułki kryjącej jego tajemnicę.
Szkatułka Biniendy
Otworzyć?
OK, otwieramy!
Popatrzcie jeszcze raz na wykres:
Najprawdopodobniej nie widzicie, ale nie dziwcie się temu, nawet dr Binienda tego nie dostrzegł.
Pierwszy obrót klucza:
Kto widzi, kto widzi?
Drugi obrót klucza:
Już. Szkatułka otwarta.
Teraz pozostaje zrozumieć "co widzimy". Widzimy rzut toru lotu oderwanej końcówki skrzydła, która ni z tego, ni z owego "w miejscu" zmienia kierunek lotu o 45° - nagle skręca w lewo (od samolotu). Mam nadzieję, że nie muszę nikogo przekonywać o absurdalności wytyczonego przez prof. Wiesława Biniendę toru lotu. Tak lata tylko UFO.
Wyjaśnienie
Jak to się stało, że dr Binienda stworzył taki wykres. Skoro robił obliczenia, to powinien umieć bez problemu wyciągnąć z nich tory lotów (bo jeśli nie umie, to za co on się bierze). Tylko nie jestem w stanie wyobrazić sobie nawet sporo sknoconych obliczeń, które dają zwroty w miejscu. Jedyny logiczny wniosek - dane nie pochodziły z obliczeń.
Zostały w jakiś sposób wymyślone i właśnie nieregularnie wpisane do generowania wykresu (jak podpowiadała intuicja).
Tylko to rodzi kolejny problem. Takiego wykresu nie stworzy osoba, która miała przed oczami chociaż jeden poprawny wykres toru lotu - zdawałby sobie sprawę, że na zakrzywienie toru lotu w powietrzu potrzeba trochę miejsca. Co więcej spojrzałaby na inne tory lotu, żeby "stworzyć coś realnego". Brak takiej głębi sugeruje, że dr Binienda nie miał do dyspozycji innych torów lotu, oprócz tych ze swojego slajdu. Tworzony wykres dopasowywał do slajdu, zapominając przy tym o pilnowaniu "realności trzeciego wymiaru". A już najbardziej dołujące jest to, że człowiek, który twierdzi, że potrafi zasymulować cały lot końcówki skrzydła, nie potrafi przeprowadzić prostych obliczeń sprawdzających, które pozwoliłyby mu uniknąć spektakularnych wpadek.
Przyznam, że powyższe wytłumaczenie rozwiązałoby wszystkie moje wątpliwości w związku z "12 m Biniendy"
Nie ma obliczeń torów lotu. Jest tylko przykrywka z obliczeniami rozkładu ciśnień w warunkach statycznych oraz krzywe tak, jak podałem jako jedną z możliwości w notce
Smoleńska brzoza i 12 metrów - coś tu nie gra -
"Wykres jest narysowany na pałę - nikt nic nie liczył, tylko narysował jak mu się wydawało".
Wnioski
Tak, przy założeniu, że prezentacja prof. Biniendy jest swego rodzaju iluzją, jej absurdalność staje się łatwo wytłumaczalna i wszystkie wątpliwości znajdują proste wyjaśnienie. Spojrzenie do szkatułki prof. Biniendy pozwoliło odnaleźć przyczynę i zrozumieć afizyczność dotychczasowych dokonań profesora. Wszystko wskazuje na to, że prezentacja Wiesława Biniendy nie opiera się na rzetelnych obliczeniach.
W ten oto sposób prof. Binienda zdruzgotał sam siebie.